wstecz Autobiografia  okazji 70-lecia urodzin o. archim. Romana Piętki powrót do strony głównej

 

 <<<wstecz [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] dalej>>>
 

Remont cerkwi

 

Cerkiew unicka w Kostomłotach została zbudowana przed rokiem 1631, bo wtedy erygowano parafię; widzimy, że miało to miejsce 35 lat po zawarciu w 1596 roku Unii Brzeskiej. A ikonę patrona cerkwi (fot.Nikita1) ufundowała Teodora z Pryłuk, wioski do dziś istniejącej na Białorusi nad Bugiem naprzeciwko Kostomłot. Potem mamy wiadomości o parafii z XVIII wieku przy okazji wizytacji dziekańskich, których akta znajdują się w Archiwum Państwowym koło katedry w Lublinie, i wreszcie mamy rok 1852, kiedy to  dzięki ofiarności miejscowego dziedzica, Jana Łoskiego, cerkiew została odremontowana, nieco przebudowana. W późniejszym czasie wewnątrz cerkwi ściany i sufit zostały wyklejone zgrzebnym płótnem, utkanym z lnu i konopi przez miejscowe kobiety. Po nim malowano wapnem i glinką, jak zwykłe wiejskie chaty.  Z biegiem czasu płótno niszczało, a więc ubytki uzupełniano nowymi kawałkami, na suficie porobiły się wybrzuszenia płótna, dziury (fot.przed_rem20). I tak ciągnęło się  do naszych czasów. W 1970 roku rzeczoznawcy z Lublina węglem radioaktywnym C14 przeprowadzili badania drewna, z którego zbudowana jest cerkiew. Ekspertyzy wykazały, że przestało ono żyć ok. 350 lat temu, co pokrywa się z datą widniejącą na ikonie patrona cerkwi, św. męczennika Nikity: 1631 rok. Inni rzeczoznawcy orzekli, że płótna ścienne nie mają wartości zabytkowej.

            Główna kopuła w okresie międzywojennym wyglądała inaczej (fot.przed_rem2), po wojnie w pięćdziesiątych latach tę nadwyrężoną starością wieżę zwalił jakiś huragan i mój poprzednik, ks. Al. Przyłucki, nowej nadał inny kształt (fot.przed_rem_a9). A obecne kształty nadano pod naciskiem bialskiego Konserwatora Zabytków, który twierdzi, że w archiwum ma kształty najdawniejszych kopuł. Trzeba przyznać, że najnowsze są bardzo udane (fot.przed_rem1). Całość drewnianych części kopuł, demontaż starych i montaż nowych wykonał mistrz siekiery Iwan Podoluk ze Lwowa (fot.bratR3, bratR4), który te same prace wykonywał przy cerkwiach prawosławnych w regionie. Wydatnie pomagał mu w tych trudnych pracach brat mariański, Roman Szymczak (fot.bratR1, bratR2) .

 

I dopiero dnia 24 lipca 1979 tak zacząłem pisać w Kronice parafialnej:

 

„Chciałbym opisać szczegółowo sprawy związane z kapitalnym remontem cerkwi. Nie pisałem w trakcie prac, bo byłem zajęty nie tyle pracą, co organizacją. Otóż mieliśmy zaczynać remont już rok lub dwa lata temu. Ale nie było w większej ilości zgromadzonych materiałów i funduszów. Dopiero jesienią 1978 r. Państwo wypłaciło 121 tys. złotych za 20 ha sprzedanej, za pozwoleniem ks. kard. Wyszyńskiego, ziemi parafialnej. Dźwigary i dęby kupiliśmy za pieniądze z kolędy w 1976 i 1977 r.

19 grudnia 1978 byłem z Edkiem Ludwiczukiem w Błoniu Podlaskim u p. Jana Romaniuka. Pokazywał nam swoje deski, bale pochodzące z własnego lasu. Bardzo ładnie wyglądają. Zadatkowałem większą ilość desek i innego materiału na remont cerkwi. Dałem 20.000 zł. Obiecał p. Romaniuk przyjechać ze swym kolegą, którzy może będą głównymi majstrami do remontu. Jestem zadowolony z dzisiejszej transakcji.

Drogawo też wyszła cegła, bo nie mogłem dostać normalnie, lecz odstąpiła nam Spółdzielnia Produkcyjna z Zabłocia. Bardzo życzliwie załatwił nas prezes p. Oleksiuk czy Oleksik. Bóg zapłać jemu! Cement z trudnością też dostałem z GS-u, 6 ton, 350%.

No, ale teraz co z majstrami. Znalazł się niejaki Jan Ruszkowski z Klonowicy Małej pod Janowem Podlaskim Wziął ze sobą jeszcze dwóch pomocników z Janowa. I zaczęli prace. Spisaliśmy umowę. Przy rozpoczęciu dałem wg umowy 30 000 złotych. Sprzęt: spawarkę, lewary, przez jeden dzień, mieli swoje.

Najpierw z Gryszką Kuprysiem, Janem Urbanem, Władkiem Jakimiukiem i Sergiejem Ostapiukiem, od obiadu jeszcze z Aleksiejem Jakimiukiem, wybiliśmy beton, którym oblane były fundamenty wraz z podwalinami i zerwaliśmy stary szalunek (fot. przed_rem7), który  kładziono, ale nie jestem tego pewien, może w 1927 roku razem z wymianą pokrycia dachu: z gontów na blachę ocynkowaną. Szalunek ten był w bardzo złym stanie (fot.przed_rem3, przed_rem4, przed_rem5, przed_rem6). Bardzo dużo wykonano pracy w jednym dniu. Stwierdziliśmy, że bale ścian cerkwi dość dobrze się zachowały. Wymieniono później tylko 2,5 metrowy kawałek belki i to bez wielkiej konieczności, można było tylko zaflekować.

Podwaliny zaś były zgniłe, zauważyliśmy duże ubytki, przez które koty wchodziły do cerkwi w celach spożywczych: po myszy i ptaki na strych cerkwi (fot. przed_rem8; fot.przed_rem15).

Poświęciłem ok. 1,5 godziny czasu i zrobiłem pierwszy raz eksploracje strychu cerkiewnego, sufitu, belek, więźby dachowej. Rozpoznanie następujące: belki bardzo dobre, krokwie nie bardzo. Podsufitka kompletnie zła. Do niej od dołu, czyli od wnętrza cerkwi, przybite są te płótna (fot. przed_rem20). Na złączu sufitu ze ścianami zrobiono zaokrąglenie, czyli na ukos wypełniono deską róg. Na belkach leżą deski w większości kompletnie spróchniałe, zniszczone przez robaki.

Na blasze dachowej na strychu napisano farbą chyba olejną: 1927 god 19 marta. Widać jest to znak, że wtedy nową blachę położono na dachu. Do 1927 roku były gonty, bo kawałki ich leżały na strychu.

Jednocześnie wewnątrz ze ścian, z sufitu, pozrywaliśmy wspomniane płótna. A co więcej, zerwaliśmy podbitą od spodu pod belki podsufitkę. Wcześniej wyniesiono z cerkwi sporo wszelakiego „sprzętu”. Gdy wszedłem do cerkwi, ogarnął mnie lęk: na podłodze spróchniałe kawałki desek podsufitki zmieszane ze starymi ptasimi i mysimi gniazdami, z masą kurzu i pierza, ściany gołe, miejscami spróchniałe, w górze grube belki, a wyżej zmurszałe krokwie ledwie podtrzymujące ocynkowaną blachę dachu!!! O Boże, jak to doprowadzić do ładu!

Na drugi dzień powoli zaczęliśmy uprzątać wszystko, co znajdowało się na podłodze. O rety! Jak się do tego zabrać! No, ale czego to człowiek nie dokona!

W następnym etapie kto tylko mógł różnym ostrym sprzętem z belek i ścian wewnątrz i zewnątrz wydłubywaliśmy dokładnie spróchniałe części, nie patrząc, że powstaje dziura, przez którą widać świat. Taki był zdalny prykaz inżyniera, gdyż w międzyczasie robiłem starania, by „Inco” a raczej PAX przeprowadził ekspertyzę ścian i zabezpieczył przed dalszym psuciem się. Właśnie dziś otrzymałem telegram, że jutro 25 lipca 1979 r. przyjadą z Warszawy przeprowadzić ekspertyzę. Zobaczymy, jak to wyjdzie.

 „Ach, to te sławne Kostomłoty! Bo od kilku dni na pół Warszawy rozdzwoniły się telefony, wciąż Kostomłoty, Kostomłoty!” Tymi słowami przywitał mnie inż. Zygmunt Wczelik, wysiadłszy z auta.

I zaczęły się badania, ekspertyzy, odkrywki, zastanowienia, namysły, dyskusje. A więc z ramienia Ministerstwa Kultury i Sztuki zrobiono dokładne przebadanie stanu budynku.  Wodą ciepłą i proszkiem „ixi” domyło się bale do żywego drzewa. Okazuje się, że płótno zgrzebne było przymocowane do ścian klejem z mąki i na nieszczęście w wielu miejscach przybijane teksami; bale od wewnątrz były heblowane. Zachowały się bardzo dobrze. I pierwotnie od remontu w 1852 roku przez wiele lat wnętrze cerkwi tak wyglądało. Dopiero wtórnie wyklejono ściany płótnem.

Podsufitka z cienkich desek z oflisami była malowana na niebiesko. Na środku sufitu jest duży słowiański (ruski) krzyż.

Inżynier zostawił na piśmie zalecenia do wykonania w tym roku. Za kilka dni przyjdzie expertyza z pieczęciami i podpisami.

 Jednocześnie dziś dostarczono 400 l xylamitu żeglarskiego i 200 l antoxu.

Tak odrapane do żywego ściany od zewnątrz ciągnikiem pod ciśnieniem kilka razy co kilka dni spryskiwano antoxem, ordynarnym owadobójczym środkiem chemicznym. A co działo się wówczas wewnątrz cerkwi, trudno opowiedzieć! Brzęk jak w ulu różnego rodzaju wychodzących z drzewa owadów skrzydlatych, nie skrzydlatych, i wszelkich innych, jeden szum! A po kilku godzinach tego wszelkiego już nieżywego robactwa wymiatałem pełną taczkę! Wewnątrz już niczym nie mazaliśmy, zrobili to artyści malarze tuż przed kładzeniem polichromii. Ale już teraz kobiety, dziewczęta, z różnych rusztowań i drabin ciepłą wodą z jakimiś detergentami szorowały dokładnie ściany wewnątrz cerkwi. Pokazały się dość ładne z iglastego drzewa bale, z kolorowymi słojami. Tak wyczyszczone ściany wyglądały nawet ładnie.

Po niedługim czasie mieszkaniec Kostomłot, Włodzimierz Kozaczuk, pod belki podbił heblowane nowe deski (fot. przed_rem22, przed_rem23). Styk, gdzie one schodziły się do lica, pokrywał listwą tej samej grubości. Już nie pamiętam, czy w tym samym roku tę pracę wykonał, czy dopiero w następnym. Zrobił to dokładnie, czysto. Cerkiew wewnątrz odzyskała swój wygląd. A gołe ściany zostały tak na kilka lat (fot.Maryniak6, Martynia11).

Zanosi się, że rzeczoznawcy zechcą zostawić żywe bale, bez szalowania deskami i bez polichromii. Ludzie tego nie chcą. Nawet już Gryszka, choć trochę chmielnoj, nie zgodził się. Mania, sąsiadka, znowu mówiła: Skażut’, szto w Kostomołot cerkwa nie mázana. A jak ja jej o tych dylach wytłumaczyłem, to powiedziała: ałe to wże bude nastojaszczij zabytok. Oczywiście powiedziała to z przekąsem.

Rozmawiałem dziś z Manią Trochimową na temat wystroju wewnętrznego cerkwi. Ona, i z pewnością inni, są za polichromią. Same gołe bale będą wyglądały nader ubogo.

 Majstrzy przyjechali z początkiem czerwca 1979 roku. Wydłubywali najpierw stare fundamenty mniej więcej do głębokości 10 cm w ziemię. Dalej na ok. 1 metra w głąb jest kamień zalewany gliną z wapnem. Bardzo dobry podkład. Częściami więc wydłubywane fundamenty zastępowano nowymi z betonu. Stare podwaliny – nowymi z dębów. Ściany na czas wymiany fundamentów stemplowano, by się nie obsunęły. Podnoszono je trzema o mocy 10 ton lewarami; aż trzeszczały, gdy lewar je unosił. Po wstawieniu nowej podwaliny lub dopasowaniu dotychczasowej kładziono na sztorc rolkę czerwonej cegły (fot.przed_rem16). I tak objechano całą cerkiew dookoła. Przyjęła inny wygląd. Ściany skręcono od wewnątrz drewnianymi lisicami od zewnątrz stalowymi dźwigarami szerokości 14 centymetrów (fot.przed_rem16) zabetonowanymi na 1 metr w ziemię. Przy okazji na rogach podniesiono pod chórem podłogę, bo były wygnite legary i przez to zapadła się. Wymieniono też 3 deski od strony południowej. Podłoga jest z 2 calowych desek, bardzo zdrowa i wystarczy na następne 100 lat. Oby tak było! Nie będziemy jej ruszać i nie radzę tego robić przez dwa przynajmniej pokolenia, bo straciłby na tym piękny wewnętrzny wygląd cerkwi.

Gdy wyjęto podwalinę spod ściany od północy, wszedłem pod ołtarz i dokonałem oględzin. Stwierdziłem, że prawdopodobnie po kasacie unii w 1874 r. dostawiono całe podwyższenie, gdzie teraz jest ołtarz, ikonostas i soleja, bo pod nim jest inna podłoga, a mianowicie: od poziomu podłogi na cerkwi jest uskok w górę na jeden stopień w miejscu, gdzie rozpoczyna się obecne podwyższenie. I podłoga o jeden stopień wyższa jest pod całym podwyższeniem, które nad nią jest nadbudowane.

Doszliśmy również do wniosku, że fundamenty i podwaliny cerkwi nie były ruszane od czasu jej wybudowania. Przeprowadzamy więc remont tak wielki dopiero pierwszy raz.

Coś o pritwore (kruchcie). W ostatnich latach pobytu ks. Pryłucki remontował pritwor. Po rogach wstawiono nowe kawałki podwalin i chyba całą frontową podwalinę nową. Lecz na nieszczęście oblali to cementem i dotychczas dokładnie spróchniała. Nawet pritwor osiadł na kilkanaście centymetrów. Przy podkładaniu nowych podwalin pod pritwor, unieśliśmy go na odpowiednią wysokość i w ten sposób podwalina frontowa wyszła częściowo z ziemi. Teraz koło niej robimy kanał, by miała dostęp do powietrza.

W czasie prac, 2 lipca, odbywał się diecezjalny dzień chorych w Kodniu. Pojechałem na koniec sumy i byłem na obiedzie. Przy pożegnaniu prosiłem bpa Ordynariusza, by po drodze odwiedził naszą cerkiew. Obiecał, że chyba tak. I rzeczywiście. W kilkanaście minut po moim powrocie przyjechał ks. bp Ordynariusz, Jan Mazur, w fioletowej sutannie. Obejrzał, bardzo zainteresował się. Pytał mnie potem na osobności, skąd majstrzy. Pochwalił naszą pracę. Zapytał, jak stoję z finansami.

Ludzie są bardzo zadowoleni, że idzie remont. Często podkreślam ważność chwili. Najwięcej entuzjazmu wykazuje starszy bratczyk Grysza Kupryś.

Rozliczyć się z majstrem bardzo mi pomógł obecny proboszcz z Hanny. Miły człowiek i usłużny. On takie sprawy już u siebie robił. Po prostu majster chciał ze mnie zedrzeć skórę, a on mnie obronił. Ostatecznie dostał za pracę 45 tysięcy. Drogawo, ale praca naprawdę piękna i dokładna.

W międzyczasie kupiłem 19m3 desek jedno- i półtoracalowych na szalunki. Wydałem za to 79 tysięcy prawie. Drogo, ale materiał jest dobry i jak należy.

W następnym chyba roku miejscowy gospodarz, Włodzimierz Kozaczuk, zaczął szalowanie cerkwi z zewnątrz. Włodzimierz Matejczuk zrobił z blachy głębokie koryto długości pięciu metrów, które ustawiliśmy obok cerkwi. Wlewano do niego właśnie ten xylamit żeglarski, wkładano deski już wcześniej obrobione i wyheblowane z jednej strony i one tak przynajmniej przez 15 minut nasiąkały cieczą. Ciekawe zjawisko zauważyliśmy: po opuszczeniu do cieczy deska jakby gotowała się, na powierzchni cieczy występowała piana. To właśnie ciecz wyciskała z deski powietrze i zajmowała jego miejsce, dlatego zaatakowanie przez robaki lub zgniliznę tak nasyconej deski stało się wprost niemożliwe. Niejednokrotnie deski zostawały w cieczy na noc, dlatego akurat te były aż przesycone xylamitem. Po wyjęciu z koryta, po osączeniu,  majster przybijał je do ściany jedna koło drugiej, a styk pokrywał listwą tak, jak robił to na suficie. I w ten sposób całą cerkiew zewnątrz oszalowano. Wygląd prześliczny! (fot.Olgi). Po mniej więcej siedmiu latach trzeba było na nowo deski mazać. Ale tym razem wynaleziono bardziej szlachetny środek chemiczny, resintox,  produkowany na bazie żywicy. Po następnych siedmiu latach jeszcze nowszy, bardziej ekologiczny, środek sprowadziliśmy, wciąż produkcji INCO  w Warszawie na ul. Faradaya. Był on już bezbarwny, rozcieńczało się go wodą i barwiło odpowiednimi środkami. W tej chwili cerkiew jest ciemniejsza z powodu zastosowaniu ciemniejszego barwnika.

            Kolejne mazanie ścian przypadło latem 1990 roku, bo tak zapisałem w Kronice parafialnej: 27 sierpnia 1990: „Są na wypoczynku młodzi ludzie z Kielc. Odprawiliśmy o 7.00 Liturgię św. W czasie śniadania przyjechała kobieta z Terespola zamówić Mszę św. Potem Jacek, Wojtek i Marcin, Kielczanie, białkowali wapnem pokoje nowego domu. Ja i mały Jarek (fot.jarek) impregnowaliśmy xylamitem ściany zewnętrzne cerkwi. Trzeba to zrobić jak najszybciej, bo w wielu miejscach bardziej narażonych na deszcz i wiatr szalunek zaczyna sinieć. O trzeciej po południu skończyliśmy na ten dzień pracę. Oni zupełnie zakończyli pracę nad białkowaniem, a ja z Jarkiem przerwałem do jutra”. Było to więc jeszcze mazanie xylamitem żeglarskim.

            Dnia 28 września 1999 roku pisałem w Kronice: „Brat Roman wyprzątał korytarz w plebanii, gdzie mamy montować piec centralnego ogrzewania. Ja robiłem to, co zwykle: przygotowywałem posiłki, trochę sprzątałem mieszkanie. Rano miałem telefon od baciuszki z Terespola, że bp Abel przystał, by najpierw Iwan robił kopuły w Kostomłotach. Sława Tiebie, Hospodi. Ale zwiększa mi się multum zajęcia: zdobywać materiał czyli blachę i drzewo na kopuły.

            Kronika: Październik 1999. „Pierwszego dnia tego miesiąca święto Matki Bożej Opieki, po słowiańsku: Pokrowa. Odprawialiśmy Liturgię św. wieczorem. Niewiele ludzi przyszło. Raniutko przywiozłem z Terespola Iwana, a Józek Chomiczewski, blacharz ze Sławatycz, już czekał i omówiliśmy program rekonstrukcji kopuł na cerkwi”. Sobota, 2 października 1999. „O godzinie 10-ej przyjechali konserwatorzy zabytków z województw całej wschodniej ściany Polski. Piękne spotkanie. Poznałem Panią konserwator lubelskiego województwa. Gościom ogromnie podobało się w Kostomłotach. Wnętrzem cerkwi byli zachwyceni (Było to już po położeniu polichromii w latach 80-tych, o czym będę podawał w kolejnym serwisie). Ale kształt bryły budynku bardzo krytykowali. To wpłynęło potem na decyzje naszego konserwatora odnośnie do rekonstrukcji dachu naszej cerkwi. Powiedział mi w poniedziałek nasz konserwator, że jego koledzy dowiedzieli się o pochodzeniu obrządków dopiero w Kostomłotach i że byli bardzo z tego spotkania zadowoleni”.

            Konika: Poniedziałek, 4 października 1999. „O godzinie 10-ej spotkałem się w Białej Podlaskiej z konserwatorem i jego współpracownikami. Zmienili zupełnie moje plany odnośnie do remontu cerkwi. Zaplanowali rekonstrukcję dzwonnicy nad wejściem do cerkwi i dachu. Ma on przyjąć kształt z XVIII wieku. Broniłem się, że to nie z moim zdrowiem. (W 1995 roku w sierpniu miałem bowiem udar mózgu. Leżałem do Bożego Narodzenia w szpitalu MSWiA w Łodzi, pozostał mi do dziś niedowład prawej strony). Solennie przyrzekali pomoc w organizacji. Broniłem się ze łzami w oczach. Ale oni przekonywali mnie, że chcą dobra naszej parafii. No, i cóż miałem robić? Zgodziłem się. Blacharza i stolarza odwołałem do lata następnego roku. Może i lepiej. Teraz zima za pasem, mróz itd.

            Kronika: Piątek, 22 października 1999. „Ze Stefanem Antoniukiem i Sławkiem Hukiem pojechaliśmy ciężarowym samochodem do Skórca po blachę miedzianą: dwie tony. Będziemy nią kryć cerkiew”.

29 marca 2000:  „Wreszcie z Białej Podlaskiej przyjechał inżynier od Konserwatora zabytków, by zrobić namiary na rekonstrukcję dachu na cerkwi. Przedstawiłem mu swój pogląd na sprawę: zachować aktualny dach, zrobić tylko nowe kopuły. Bardzo ten projekt poparł. Zaproponował przedłużyć okap dachu, jeśli konserwator będzie się upierał przy rekonstrukcji dachu…Telefonował Konserwator, że przyjedzie w sobotę z ekspertem badać wszystko na strychu cerkwi”.

Kronika: Początek września 2000. „Wczoraj zaczęliśmy kryć miedzią kopułę na dzwonnicy. Coś wspaniałego! Dzięki Najwyższemu Bogu za przyczyną Unickich Męczenników Podlaskich! Zainteresowanie wzbudza udana sylwetka kopuły i całego dachu na dzwonnicy, udane proporcje”. Druga połowa września 2000. „O zmroku majster Iwan z bratem Romanem, marianinem, zakończyli kryć kopułę (fot.BratR3) . Coś wspaniałego! Zrobiłem kilka zdjęć z różnych stron”.

Kronika: Wrzesień – odpust ku czci św. Nikity 2000. Kazanie wygłosił ks. prof. Tadeusz Zasępa z KULu (fot.profesor), on też poświęcił nowy krzyż na dzwonnicy (fot.dach). [Moje słowa na rozpoczęcie uroczystości odpustowych]. „I coś najnowszego! Dar części moich szanownych parafian. Obrócimy nasze spojrzenie do tyłu na kopułę dzwonnicy: nowy zmieniony dach, piękna kopuła i krzyż. Krzyż mosiężny, cały pozłacany (fot.Brat3). Nasza unicka cerkiew w Kostomłotach wyprostowała się, podniosła głowę w górę. Tę głowę, na którą część mieszkańców Kostomłot nałożyło złotą koronę. Niech promienie łaski wychodzące od tego krzyża pomnażają wszelkie dobra ofiarodawcom, którym życzymy mnohaja leta! Przed nami zmiana dachu na dalszej części cerkwi, zmiana głównej kopuły, zmiana pilna, bo widzicie tam pod akacją leżące spróchniałe kilkusetletnie cząstki krokwi i wiązań dachowych dzwonnicy. Z funduszu państwowego mamy już na stanie dwie tony blachy miedzianej i deski, a robociznę i krzyże już musimy w swoim zakresie organizować. Proszę resztę parafian o zmobilizowanie się do ofiarności. Serdecznie proszę sympatyków naszej parafii o przyjście nam z pomocą. Warto dać dla naszego Sanktuarium, inwestujemy, jak widać, w ciągły rozwój tego ośrodka”. [Parafianie przez dwa lata co miesiąc po 10 złotych składali na te wszystkie prace. Ci, którzy się wywiązali ze zobowiązania, zostali uwiecznieni na wotywnych tabliczkach pod chórem (fot.P1160001). W odpowiedniej ramce ich imię i nazwisko wraz z miejscem zamieszkania zostało farbą zapisane i w ten sposób tabliczki zostały wkomponowane w całość polichromii, co nawet estetycznie wygląda, a darczyńcy mają pewną trwałą formę podziękowania. Jest też spora ilość nazwisk na tabliczkach spoza Kostomłot (fot.przed_rem_a5, a6, a7)].

Sobota, 16 grudnia 2000. „Liturgia św. godz. 6.30, bo muszę jak najwcześniej jechać do Białej Podlaskiej. Po drodze o godz. 8.00 spotkałem się w Wólce Dobryńskiej z p. Lewczukiem, który dał 5 drewnianych słupów telefonicznych na konstrukcję wieży i kopuły na cerkwi. Stamtąd Sławek Huk przywiózł ich od razu do Kostomłot”.

            Już w listopadzie i grudniu brat Roman nieraz przy pomocy chłopców z Kostomłot PGRu na strychu cerkwi robili inwestycje. Wyżej pisałem, że pod belki została podbita podsufitka. Na belkach od strony strychu trzeba było układać podłogę. Najpierw więc położyliśmy odpowiednią folię na podsufitce i pola między belkami wypełniliśmy warstwą szklanej waty, by w ten sposób cerkiew ocieplić. Weszło jej, wiadomo, bardzo dużo metrów kwadratowych. I teraz na tych belkach ułożono podłogę z desek prostych, nieheblowanych, których dzięki dyrektorowi Janowi Antoniukowi dwa samochody otrzymaliśmy z przeładunku na kolei w Małaszewiczach. Podłoga wyszła bardzo solidna, scaliła dodatkowo cały budynek. Całą pracą zajął się brat Roman i głównie on ją wykonał.

            Te prace zbiegły się z końcem roku Pańskiego 2000.

A już w marcu 2001 roku złożył wizytę konserwator zabytków. Omówiliśmy z nim wygląd konstruowanej wieży, zostawił makietę wieży z poleceniem wykonania właśnie takiej.

Kronika: Sobota, 17 marca 2001 roku: „Iwan z bratem codziennie pracują przy kopule. W sobotę już Iwan szalował dół środkowej kopuły, tworząc front prac dla blacharza. Wieża będzie naprawdę piękna. Niespotykana w okolicy. Już drugi raz przyjeżdżali prawosławni księża z Terespola i Kobylan popędzać majstra, bo czeka go praca przy cerkwi w Terespolu. Zaprosiłem ich na herbatę. Serdecznie porozmawialiśmy”.

Kronika: Środa, 25 kwietnia 2001: „Kryje się miedzią kopułę główną, a Wania skończył robić tę trzecią kopułę”. Sobota, 29 kwietnia 2001: „Blacharz zakończył krycie kopuły. Zainstalował też piorunochron, odgromienie. Wspólnie z Iwanem i zdemontowali rusztowania. Ukazała się cud kopuła!

Jeszcze tego dnia o godzinie 19.00 odbyło się zebranie gospodarzy wioski. Przyszli najaktywniejsi: Mikołaj Gryszko, Jan Stefaniuk, Sergej Ostapiuk, Bazyli Kowal, Piech Henryk, Anton Trociuk, Grzegorz Kupryś, Kral Edward… Omówiliśmy stojące przed nami prace: demontaż starego dachu i montaż nowego. Ustaliliśmy, by zwrócić się do konserwatora, żeby wycofał się z przedłużania i „podrywania” dolnej części dachu. Zorientowaliśmy się, kto jakie prace może wykonać, kto ma pomagać, itd.

Wieczorem zadzwoniłem do domu konserwatora. Przystał na nasze propozycje: dachu nie będziemy modyfikować, tylko trzeba dookoła zrobić (częściowo już istniejący) gzyms. Jest to ogromne ułatwienie prac. Spadł nam duży kamień z serca”.

            Kronika: poniedziałek, 30 kwietnia 2001: „Świetne pokłosie wczorajszego zebrania gospodarzy: Przyszedł na ósmą godzinę umówiony Włodzimierz Dobryńczuk, Majek Mieczysław, Grzegorz Jedzin, Grzegorz Kupryś Anton Trociuk. I nie umówieni (ale bardzo dobrze, że przyszli): Henryk Piech, Jan Jaroszuk. I do godziny 15.00 Całą cerkiew opasali rusztowaniem”.

Maj, wtorek,1 maja: „Od godziny 11.00 Janek Gawryluk, Leon Prokopiuk, Mieczysław Majek i Władek Kaźniuk u Majka zdjęli oflisy ze wszystkich desek. A więc, wszystkiej je uprzednio powieźli do Majka i po oczyszczeniu z powrotem przywieźli. Skończyli robotę ok. 22.00. Deski z ostatniej furmanki pomogli im zdjąć dwaj chłopcy, moi goście z Góry Kalwarii, którzy ze swoimi rodzinami przyjechali na dobę do Kostomłot, w sumie dziesięć osób. Spali w plebanii, było istne przedszkole. Ogromnie mili ludzie i dzieci”.

Środa, 2 maja 2001: „Pogoda bardzo niewyraźna. A dziś mamy rozkrywać dach na cerkwi. Godzina 8.00, a tu grzmoty. Bardzo zachmurzyło się. Zerwał się wiatr i rozpędził chmury. A więc, Sergej Ostapiuk, Kola Gryszko, Janek Swiryd, Włodzimierz Kupryś, Jan Stepaniuk, Jan Knigawka i Jan Kupryś zaczęli pracę na dachu. Po zdjęciu blachy z czwartej części dachu przyjechał blacharz i uzgodniono, jak bić nowe deski. O godzinie 17.00 pracę zaplanowaną skończyli. Sława Bogu, następny ważny etap zmiany dachu szczęśliwie rozpoczęto! Blacharz od razu zaczął kłaść blachę na dachu. Z radością witaliśmy każdy położony nowy płat! Jutro już nowa ekipa gospodarzy przychodzi, którą zmontowałem jeszcze dziś”.

Czwartek, 10 maja 2001: „Za ostatnie osiem dni wiele się wydarzyło. Kostomłoccy mężczyźni zmieniali dach na cerkwi: kładli na krokwie nowe deski pod blachę. Okazuje się, że żerdzie będące na krokwiach do dziś były też pod gontami, które zamieniono w 1927 roku ocynkowaną blachą teraz zdjętą. Wypadały jeszcze gonty nie usunięte w 1927 roku. W tych żerdziach były jeszcze małe gwoździki po gontach. W niedziele ogłosiłem, żeby mężczyźni przyszli zabezpieczyć odkryty kawałek dachu, gdyby miało się na deszcz. I rzeczywiście wieczorem nadciągnęła chmura i kilku mężczyzn zabezpieczali dach. Przeleciał chwilowy deszcz i chmury rozwiały się.

Piątek, 11 maja 2001: „Blacharz kontynuował krycie cerkwi” (fot.rem4). Sobota, 12 maja 2001: „Dzisiaj blacharz pokrył połowę dachu od podwórka. Efekt prześwietny”! (fot.rem1, rem2, rem3).

Poniedziałek, 14 maja 2001: Dziś był istny „meksyk”. Przyszli czterej umówieni mężczyźni: Włodzimierz Dobryńczuk, Sergej Ostapiuk, Jan Iwaniuk i Kazimierz Kisiel, i przerabiali dach nad zakrystią. Zdemontowali blachę i żerdzie. Zdjęli krokwie, dwie z nich, krańcowe, najważniejsze, wymienili na nowe ze słupów telefonicznych. Wszystko złożyli, ale: cały dach nad zakrystią obniżyli na polecenie konserwatora. W wyniku tego dach główny będzie oddzielony od dachu nad zakrystią, zostanie wyżej. W ten sposób cerkiew zyska ładniejszy wygląd. Jutro nowa ekipa będzie obijała ten dach deskami. Ale właśnie im potrzebne były jeszcze dwie nowe krokwie. I to mi sprawiło wiele bieganiny. Materiał mieliśmy, ale trzeba było go oberznąć na krajzedze. Wiele jeździłem po wsi samochodem i rowerem i w końcu zrobiliśmy, co potrzeba. Dużo pomogła życzliwość ludzi: rzucali swe prace i pomagali mi.

Jednocześnie dwaj blacharze kryli dach. Już zaczęli drugą połowę, od wsi. A blacha jeszcze jest świeża, posiada piękny kolor, cerkiew wygląda jak królowa ubrana w różnobarwne szaty!

A ja w tym czasie gotowałem obiad dla nas z bratem i blacharzy. I równocześnie obsłużyłem dwa autokary: harcerzy z Międzyrzeca z księdzem i gimnazjalistów z Białej Podlaskiej. Kilkanaście telefonów, interesantów i jednocześnie doglądanie wszystkiego, bo ten chce płyn do impregnacji, ten nie wie skąd wziąć kawałek drzewa na krokiew, temu brakuje zwykłych, a tamtemu miedzianych gwoździ.

Blacharze kryli cerkiew, a ekipa kostomłocka: Grzegorz Darkiewicz, Sokołowski, Kisiel i Janek Greczuk, obijali deskami dach nad zakrystią. Pracowali do 17.00. Skończyli i był to koniec demontażu starego dachu. Na ich więc ręce podziękowałem wszystkim mężczyznom z wioski za cały demontaż dachu i przybijanie nowych desek. Prace te trwały dziewięć dni. Wszyscy robili czynem. Symbolicznie dobrym słowem i lampką wina podziękowałem za całość prac na ręce tych ostatnich”.

Sobota, 19 maja 2001: „Padał z rana niewielki deszcz. Blacharze kryli cerkiew. Obijali blachą trzecią kopułę. Janek Greczuk i brat Roman zrobili prowizoryczny dach nad deskami. Wykorzystali płaty starej blachy zdemontowanej z dachu cerkwi”.

Środa, 23 maja: „Blacharz częściowo zrobił wykończenia, kładąc na rogach dachu specjale gąsiory. Bardzo ładnie wygląda”.

Czwartek, 13 września 2001: „Cały dzień pogoda. Wytrwale pracowało pięciu stolarzy. Zrobili gzymsy pod okapem dookoła, oprócz małego odcinka z tyłu. Piękną wykonali pracę, cerkiew zyskała piękne wykończenie. Około godz. 16.00 przyszedł Władek Jakimiuk, Marcin Greczuk i brat Roman: rozebrali rusztowanie”.

I na odpust ku czci św. męczennika Nikity na rozpoczęcie uroczystości mogłem z pokorną dumą i z wdzięcznością Panu Bogu powiedzieć: „Chciałem Wam wszystkim pochwalić się piękną naszą zabytkową cerkwi, która już 370 lat stoi tu przed nami: w tym roku otrzymała nowy dach, kopuły i z mosiądzu złocone krzyże (fot.rem5, rem6, rem7, rem8). Kosztowało to wiele pracy, niepokoju (delikatnie mówiąc) i oczywiście pieniędzy. Dziękuję moim parafianom za pracę darmową przy remoncie, a szczególnie dziękuję za składki pieniężne. Bardzo, bardzo dziękuję mojemu najbliższemu współpracownikowi, bratu zakonnemu Romanowi, marianinowi, za trud wielki, żmudny, codzienny poniesiony przy remoncie. Dziś zawsze jemu mówiłem, że już jutro tyle roboty nie będzie, a jutro znowu musiałem mu mówić, że jutro na pewno już tyle nie będzie. I tak prawie ciągle. Wyróżniający się w pomocy pieniężnej zostali uwiecznieni na zawsze dokąd będzie stała ta cerkiew: mają tablice pamiątkowe wkomponowane w cerkwi pod chórem w polichromię. Jeszcze są nie wykończone, ale będą w najbliższej przyszłości. Otaczają one główną tablicę z napisem: Błogosław, Panie, miłujących piękno tego Twojego Domu. Są to słowa z naszej unickiej Liturgii świętej. W każdej naszej Mszy św. tymi słowami kapłan się modli za dobroczyńców. Sporo tych tabliczek jest jeszcze wolnych, i dla parafian i dla życzliwych nam ludzi zewnętrznych. Zapraszam do zapełniania ich. Już teraz dziękuję wszystkim”.

Według mnie ten remont jest, poza duchowymi wartościami, najważniejszą pracą jaką Bóg dał nam wykonać. A konsekracja tak gruntownie odremontowanej cerkwi odbyła się latem roku 2002, co będzie tematem kolejnego serwisu internetowego.

Galeria zdjęć - remont cerkwi.

 

 <<<wstecz [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] dalej>>>
 

wstecz powrót do strony głównej